Opublikowany : 2023-10-04 14:54:08
Kategorie : Zegarki sportowe
Wydawałoby się, że seria Vivoactive miała odejść w zapomnienie. Minęło kilka lat od premiery ostatniego modelu z tej rodziny, a jej fani zaczęli powoli tracić nadzieję na nowość spod szyldu Vivoactive. Trzeba było jednak poczekać 4 lata, żeby nowe Vivoactive 5 zagościły na naszych nadgarstkach. Pozostaje jednak zadać sobie pytanie — czy warto było czekać? Czy Vivoactive 5 to jest zegarek, który dobrze znamy z poprzednich serii, czy też pójście w zupełnie innym kierunku? Czy zachował wszystkie funkcje swojego 4-letniego poprzednika? Jakie znajdziemy w nim nowości? No i najważniejsze — czy warto go rozważyć jako swój podstawowy monitor aktywności sportowej?
Pierwszą zmianą, na którą na pewno zwrócimy uwagę, jest powrót do jednego rozmiaru zegarka. Koperta ma wymiary 42,2 × 42,2 × 11,1 mm i dostępna jest w czterech wersjach kolorystycznych. Do tego rozmiaru koperty pasować będą paski o szerokości 20 mm z systemem Quick Release — jeśli więc mamy Vivoactive 4 lub 4S, to niestety paski od niego nie będą pasować — będą za szerokie lub za wąskie.
Kontrowersyjnym krokiem jest też zmiana ekranu wykorzystanego do produkcji tego modelu. W serii Vivoactive od lat stosowano ekrany Memory in Pixel (to zresztą odróżniało serię Vivoactive 4 od Venu pierwszej generacji — poza innym ekranem były one identyczne). Teraz jednak zamiast ekranów MiP znajdziemy w nich ekrany AMOLED o średnicy 1,2 cala! Jest to zmiana o tyle ciekawa, że na tę serię decydowały się głównie osoby, które nie chciały Venu, ze względu właśnie na ekran. Ekrany AMOLED mają jednak swoje plusy — zdecydowanie wyższą rozdzielczość, żywe kolory i głęboką czerń, tego o ekranach MiP powiedzieć nie można. Pomimo zastosowania ekranu zużywającego więcej energii do pracy, czas działania urządzenia nie uległ zmniejszeniu. A nawet został wydłużony. Z Vivoactive 5 możemy korzystać do 11 dni w trybie zegarka oraz do 17 godzin w trybie rejestracji sportu z użyciem najdokładniejszego trybu GNSS.
W Vivoactive 5 znajdziemy bardzo dokładny moduł GNSS działający z wieloma systemami jednocześnie, ale niestety bez opcji pomiaru wielopasmowego. Zmieniono także czujnik pomiaru tętna, teraz do naszej dyspozycji mamy Elevate czwartej generacji. Nie jest to więc przeskok na najwyższą obecnie dostępną półkę (w kilku innych modelach znajdziemy czujnik piątej generacji), ale sensor ten daje przyzwoite wyniki, względem pomiaru z klatki piersiowej, przy aktywnościach, gdzie nasze tętno nie zmienia się dynamicznie.
Ostatnią zmianą fizyczną jest usunięcie z zegarka czujnika barometru, który odpowiada między innymi za pomiar liczby pokonanych przez nas w ciągu dnia pięter, automatycznego zliczenia zjazdów w trybie jazdy na nartach czy snowboardzie, a także dokładniejszego zliczania pokonywanych przez nas wzniosów i spadków wysokości w trakcie aktywności — zmiany te są teraz rejestrowane przez moduł GNSS, a nie poprzez zmiany ciśnienia.
Względem Vivoactive 4 zmian jest naprawdę bardzo dużo — w końcu po Vivoactive 4 powstał Venu 2, Venu 2 Plus, a więc zdecydowana część funkcji w nich zawarta, naturalnie trafiła także do Vivoactive 5. Są to takie opcje jak np. Health Snapshot (krótki test podstawowych parametrów naszego organizmu), zaawansowany monitoring snu (z opcją sleep score — ocenie naszego ostatniego snu pod względem jego jakości) czy też opcja wyświetlania „mapy mięśni” przy treningach siłowych. Prawdziwą gratką są jednak najnowsze dodatki, które debiutowały w Venu 3, a część z nich znajdziemy także właśnie w Vivoactive 5.
Dla wielu najistotniejszą zmianą będzie ulepszony algorytm wykrywający sen, w tym też drzemki w ciągu dnia. Jest to o tyle istotne, że mamy do dyspozycji również funkcję „asystenta snu”, który na podstawie naszych danych określi, ile wynosi nasza „norma snu” (ile godzin według zegarka powinniśmy spać każdej nocy). Asystent sprawdzi, jak wyglądał nasz sen w ostatnich dniach, jak zachowuje się nasze HRV (kolejny nowy pomiar dla tej serii — w dużym skrócie mówi on o tym, jak zmęczony jest nasz organizm) i czy robiliśmy jakieś drzemki, żeby określić, ile dzisiejszej nocy powinien wynosić nasz sen właściwy. Dla dobrej higieny snu zalecane jest zasypianie i wstawanie o podobnych porach, a także sen właściwy trwający od 7 do 9 godzin i tylko takie wartości poleci nam zegarek. Po wykonanym treningu będziemy też informowani o głównych korzyściach płynących z tej aktywności (na przykład czy poprawiła ona naszą bazę tlenową, czy przyczyniła się do podniesienia naszej prędkości), a także ile czasu powinniśmy odpoczywać. Nad ranem otrzymamy „poranny raport” — zbiór wszystkich najważniejszych informacji, których możemy potrzebować w ciągu dnia, a pod jego koniec zegarek w formie słownego komunikatu podsumowuje nasz dzień.
Z pomocą urządzenia — i tylko niego — możemy stworzyć bardziej skomplikowaną sesję treningu interwałowego bez konieczności wyciągania z kieszeni telefonu. Dodano również kilka nowych trybów sportowych jak np. pływanie open-water, ale też bardziej „egzotyczne”, jak gaming czy medytację. Bardzo ważną opcją jest możliwość dostosowania zegarka dla osób korzystających z wózka inwalidzkiego. Tryb ten zmienia dostępne w zegarku aktywności sportowe na takie dostosowane dla użytkowników wózków, a zamiast kroków liczone są pchnięcia. Obsługę przyspieszy opcja „ostatnie”, która po przytrzymaniu dolnego przycisku wyświetli nam listę ostatnio otwieranych widgetów — bez konieczności przekopywania się przez całą listę, gdy z pewnych funkcji korzystamy częściej niż z pozostałych. O użyteczności tego zegarka także jako codzienny smartwatch, świadczy dodanie do niego opcji wyświetlania zdjęć z powiadomień otrzymywanych na telefon — działa to niestety tylko z systemem Android, oprogramowanie „nadgryzionego jabłka” blokuje takie funkcje. Cały interface zegarka przeszedł także spore zmiany — poza większą ilością detali wykorzystujących potencjał AMOLEDu, możemy też (w końcu!) wybrać większą czcionkę. Co prawda do wyboru są jedynie dwa rozmiary tekstu — standardowy i powiększony — ale jest to krok w dobrą stronę. Z niewiadomych przyczyn względem poprzednika wycięto funkcję animacji treningowych — nie była może zbyt użyteczna, ale jej brak może część osób zasmucić.
Vivoactive 5 to model, który będzie polaryzować użytkowników poprzednich modeli z tej serii — jedni będą go kochać, inni nienawidzić. Zmiana technologii ekranu, starszy czujnik tętna niż obecnie najlepszy i wycięcie z niego wysokościomierza barometrycznego może się wydawać na początku dużym błędem ze strony amerykańskiej firmy Garmin, ale trzeba też spojrzeć na to z innej strony. Dodano do niego bardzo dużo funkcji, czas działania uległ wydłużeniu względem poprzednika (pomimo zastosowania bardziej prądożernego ekranu), a kwestia pomiaru liczby pięter w ciągu dnia czy liczby przewyższeń, nie są istotne dla dużej części osób. No i kwestia ceny, która na dzień premiery jest bardzo atrakcyjna. 1429 złotych za ten zestaw funkcji nie brzmi źle. Pamiętajmy, że z czasem cena na pewno będzie spadać — wtedy może się okazać, że jest to jeden z najciekawszych smartwatchy z płatnościami zbliżeniowymi, funkcją odtwarzania muzyki i wszystkimi niezbędnymi pomiarami codziennej aktywności na rynku!